Z zaskoczenia, kompletnie tego nie planując, niezwykłym zbiegiem okoliczności,  na czyjeś miejsce – znaleźliśmy się w Niderlandach. Holandia nie była nam dotąd znana, poza wizytą w Amsterdamie wiele lat temu, więc długo się nie zastanawialiśmy, tylko udaliśmy się w podróż. Nocleg mieliśmy zarezerwowany w jednym z obiektów sieci Landal – to kilkadziesiąt ośrodków wypoczynkowych, głównie w Holandii i Belgii, oferujących domki/apartamenty wypoczynkowe wraz z całą infrastrukturą. Nasz ośrodek – Landgoed t’Loo – znajdował się niedaleko miasta Zwolle.

Do dyspozycji mieliśmy cały domek dla siebie, a mieścił on salon z kuchnią, trzy sypialnie i dwie łazienki. Dom wyposażony był w ogrzewanie gazowe (co bardzo nam się przydało przy przymrozkach) i kominek oraz we wszystkie sprzęty, które są potrzebne na co dzień – naczynia, pościel, ręczniki, zmywarkę, lodówkę, mikrofalę itd.

Na terenie ośrodka znajdowało się kilka placów zabaw, można było wypożyczyć rowery – zwykłe i wodne, było wielkie kąpielisko z plażą (to dla gości wakacyjnych), były bary i restauracje, kryty basen i plac zabaw pod dachem, a także sklepy.

Atrakcji było co niemiara – ale głównie na sezon letni. Jeśli ktoś myśli o wypoczynku w ładnym otoczeniu, w komforcie, a jednocześnie mając w zasięgu sporo atrakcji, to polecamy to miejsce.

Najbliższym nam miasteczkiem był Elburg, do którego udaliśmy w pierwszej kolejności. Otoczone fosą zabytkowe miasto miało dużo uroku. Wszędzie parkowały rowery, przed domami wzrok zatrzymywały miniaturowe ogródki, stopy wykrzywiały się na nierównym bruku. Gdzieniegdzie kwitły barwne tulipany, a nieliczne drzewa pokrywały się zielenią lub bielą. Ładnie.

Te takie dziwne okrągłe cosie stojące w wodzie, to domki/gniazda dla kaczek :)

Była druga połowa kwietnia – w Polsce wiosna dopiero zaczynała się gdzieniegdzie pojawiać, a w Holandii kwitła już na całego. A szczególnie ładnie wyglądała w parkach i ogrodach – takich jak Giethoorn – bo myślę, że tę wioskę można nazwać ogrodem na wodzie. Choć są tacy, którzy nazywają je „holenderską Wenecją”. A skąd to porównanie? Ano stąd, że duża część miasta znajduje się nad kanałami, bez dostępu ruchu kołowego. Jednak to jedyne w czym przypomina włoskie miasto ;)

Giethoorn jest sielskie, pełne zadbanej zieleni, z domkami krytymi strzechą, z łódkami cumującymi pod drzwiami, z pięknie wygiętymi w łuk mostkami, którymi do swoich domów przechodzą mieszkańcy… Niestety jest też bardzo popularne i obraz tej sielskości psują tłumy turystów. O, to jednak drugie w czym przypomina Wenecję ;)

Wieś ma długą historię (znana była już w XIIw.), a czas kiedy stała się osadą na wodzie jest historykom dokładnie znany – w 1421 roku miała miejsce wielka powódź, która zalała okolicę. I wtedy to zamiast ulic, mieszkańcy zaczęli używać do przemieszczania się i transportu nowo powstałych kanałów. I tak już zostało.

Wieś można zwiedzać pieszo lub łodzią – turystyczną, na wiele osób, lub malutką, wiosłową, dla kilku chętnych. My najpierw wybraliśmy przejażdżkę turystyczną łodzią (nie pamiętam ceny). Przewieziono nas po głównych kanałach, pokazano główne atrakcje, opowiedziano rozmaite dykteryjki. A potem poszliśmy na spacer wzdłuż kanałów.

W starej części Giethoorn zobaczyć można domy pochodzące z XVIII wieku, jest tu kościół, muzeum, kilka knajpek, parę galerii. Ale głównie – domy mieszkalne. Bardzo zadbane, bardzo wymuskane, ładne. Z pięknymi ogrodami.

Giethoorn Holandia

Giethoorn

Holandia Holandia Holandia

Odwiedziliśmy tego dnia także Zwolle. Miasto nie jest szczególnie zachwycające, ale mieliśmy jeden cel – zobaczyć przepiękną księgarnię mieszczącą się w starym gotyckim kościele – Waanders In de Broeren. Pięknie zaaranżowana przestrzeń łącząca pozostałości wyposażenia kościoła z wyposażeniem nowoczesnej księgarni. W nawach stały półki z książkami, w dawnym prezbiterium działała kawiarnia, nad kącikiem z książkami dla dzieci wisiały organy. Piękne wnętrze. Eklektyzm w architekturze i przeznaczeniu budynku. Lubimy takie miejsca.

A samo Zwolle jest przyjemnym, ale nie zachwycającym miejscem – dobrym na chwilę – na zakupy, na obiad. Nas nie oczarowało.

To był nasz pierwszy dzień w Holandii. Obfitujący w zachwyty, achy i ochy. Jak się potem okazało, cały nasz pobyt to jeden wielki zachwyt ;)

CDN

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *