Celem naszej zimowej wizyty na Islandii była – nie ma co ukrywać – zorza polarna. Co prawda nie udało nam się zobaczyć spektakularnie zielonego nieba, ale słabiutka aurora się pojawiła. I to parę minut przed północą 31.12.2018. Piękne pożegnanie starego roku i powitanie nowego!

Rano, skoro świt, około 11 ;) udaliśmy się do Keflaviku – piątego co do wielkości miasta na wyspie. Liczy on około 14 tys. mieszkańców. Znajduje się tu główny port lotniczy oraz spory port rybacki.

Na miejscu okazało się, że centrum miasta nie jest zbyt imponujące, więc nawet nie wysiedliśmy z samochodu i pojechaliśmy dalej. Być może o innej porze roku miasto sprawia lepsze wrażenie ;)

Mieliśmy w planie przejazd południowym krańcem wyspy, drogą nr 427. Zmierzając w jej kierunku okazało się, że przejeżdżamy tuż obok słynnego kąpieliska geotermalnego Blue Lagoon. Nie braliśmy pod uwagę wizyty w nim ze względu na zimową aurę. ale z ciekawością zerknęliśmy z drogi na piękny i słynny kolor wody.

Południowo-zachodni kraniec wyspy jest bardzo dziki i wyludniony. Po drodze spotkaliśmy zaledwie kilka samochodów, droga miejscami była bardzo ośnieżona lub oblodzona. Ale za to widoki obłędne!

Chcieliśmy zatrzymać się przy malowniczo położonej latarni morskiej Selvogsviti, jednak okazało się prowadzi do niej fatalna droga i w pewnym momencie, doszliśmy do wniosku, że nie będziemy ryzykować uszkodzenia samochodu. Zobaczyliśmy ją więc tylko z daleka.

Kolejnym przystankiem była czarna plaża przy ujściu rzeki Olfusa – bardzo ładne miejsce.

W poprzednim poście pisałam już o przemiłych koniach islandzkich – to rasa wytrzymałych, niewielkich koni, która doskonale sprawdza się w trudnych pogodowo warunkach.

Jadąc przez wielką równinę rozpościerającą się od miasteczka Selfoss aż po wzgórza na wschodzie, przy wodospadzie Seljalandsfoss, mija się mnóstwo gospodarstw ze stadami koni wypasających się na pastwiskach. Są one bardzo przyjazne, dają się pogłaskać i chętnie pozują do zdjęć ;) Zachwyciła nas ich sierść – gęsta i długa, zupełnie nie końska ;) Piękne zwierzęta.

Ostatnim miejscem, do którego zdążyliśmy tego dnia dotrzeć (pamiętajcie zimą to tylko około 4 godzin światła dziennego) był przepiękny wodospad Seljalandsfoss. Spływa on z klifu, zupełnie jakby brał się znikąd. Wrażenie jest niesamowite. A dodatkowo jadąc główną drogą nr 1 zauważa się go z daleka…

Właściwie jest to kilka wodospadów położonych koło siebie, z których największy ma 60m wysokości i szerokość około 15m. A za nim znajduje się jaskinia i ścieżką, którą w sezonie letnim można się przespacerować – zimą trasa jest zamknięta ze względu na oblodzenie.

To naprawdę piękne miejsce. Huk wodospadu, wodny pył unoszący się w powietrzu, malownicza równina otoczona ośnieżonymi szczytami, do tego powoli zachodzące słońce, zabarwiające wszystko na piękny złoty kolor… Jedna z tych wspaniałych magicznych chwil.

Przy parkingu (płatnym) działał sklepik z pamiątkami oraz mały bar z przekąskami. Zjedliśmy po ciepłej kanapce i udaliśmy w stronę lotniska w Keflaviku.

W Wigilę i/lub w Sylwestra całe rodziny udają się na groby swoich bliskich zapalić światełka, aby okazać swoją pamięć o nich. To piękna świąteczna tradycja. Na taki oświetlony kolorowymi lampkami cmentarz natrafiliśmy w drodze powrotnej.

Malutki cmentarz przy zabytkowym kościółku Kotstrandarkirkja wyglądał magicznie w zapadającym zmroku. Leżał na niewielkim wzniesieniu, tuż nad drogą nr 1. Zatrzymaliśmy się przy nim na parę minut, aby poczuć niezwykłą atmosferę tego miejsca.

Na tym nasza krótka wizyta na zimowej Islandii zakończyła się. I powiem wam, że na pewno nie była ona naszą ostatnią podróżą na tą niezwykłą wyspę :) Islandia jest tak inna, tak niezwykła, tak dziwna i tak cholernie piękna, że nie może być inaczej. Wracamy tam najszybciej jak się da – ale latem ;)

Zimowy pobyt na wyspie nie był łatwy. Lało, wiało, że łby urywało, było non stop ciemno i bardzo zimno. Ale te chwile, gdy wychodziło słońce, gdy mogliśmy podziwiać niezwykłą przyrodę Islandii, nieporównywalną do żadnej innej – były magiczne. Przymiotnik „magiczna” bardzo do niej pasuje, kto wyspę odwiedził – na pewno się ze mną zgodzi :)

Poza tym są tu dobre drogi, świetna infrastruktura turystyczna, jest bezpiecznie (choć zimą trochę ekstremalnie ;)), ale też jest drogo. Nie ma co ukrywać – niskobudżetowy wyjazd to to nie był ;) Weźcie to pod uwagę przygotowując się do podróży. Ale Islandia warta jest każdych pieniędzy. Serio.

Przypominam o naszym profilu na Facebooku i Instagramie – jest tam jeszcze więcej nas i naszych podróży.

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

An Ja pisze:

Po obejrzeniu galerii można się zakochać :)

Tiny Star pisze:

Byliście w Islandii razem z dzieckiem? Zastanawiam się bo chcemy tam polecieć i nie wiemy czy warto brać ze sobą dziecko

Patrycja Kumiszcza pisze:

Byliśmy z córką. Uważam, że zawsze warto spędzać urlopy całą rodziną, również i na Islandii :)