Ostatnio nie podróżowałam dżambodżetem, nie zdobywałam korony Ziemi, ani nawet korony Polski, nie przepływałam kajakiem Amazonki, ani nawet nie odkryłam żadnej nowej wyspy w Oceanii. Ostatnio odbyłam małą podróż do centrum handlowego. Myślicie pewnie, co to za podróż, co to za przygoda. Bo są tacy, którzy mówią, że każda podróż to przygoda (ale oni pewnie nigdy nie byli na wczasach all inclusive, prawda?).

Pierwszy dreszczyk emocji spowodował korek, na który trafiłam zaraz po wyjeździe z domu i nie był to taki sobie zwykły korek, takie wiecie, jedyneczka, parę metrów, dwójeczka, parę metrów, stop. To był korek z rodzaju tych jedyneczka, metr, stop, jedyneczka, metr, stop, jedyneczka. I tak jadę sobie z moim dzieckiem – jedyneczka, metr, stop – słuchamy radia, co reklama środka na potencję, to pytam, co tam u ciebie Amelko, co robiłaś wczoraj z babcią, a co w szkole i takie tam, i jedziemy tak – jedyneczka, metr, stop – a deszcz pada. Bo nie wspomniałam, że pada od paru dni. Właściwie „pada”, to nie jest dobre słowo, to leje, chlusta, smaga, rzyga wodą. I tak jechałyśmy – jedyneczka, metr, stop – aż dotarłyśmy do zjazdu na Obwodnicę Trójmiasta. Dalej bez korka, myślę sobie, luz. Ale nie, nie przewidziałam, że po raz kolejny stanę się na drodze ofiarą Mężczyzny w Ciężarówce. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, nie wiem, czy to tylko na mnie trafia, nie wiem, czy to jakaś norma, a może mój niebieski samochód, mój blutander, moje ferrari wśród mikr z silnikiem o mega mocy 1,2, nie przekraczające 100km/h, jadące grzecznie prawym pasem, tak na nich działa. A może to ja – kobieta, blondynka wywołuję emocje rodzaju – będę jej siedział na dupie, będę jechał pół metra za nią, za tą głupią blondynką – każda blondynka jest głupia – w mikrze – co to za samochód, co to za kolor, jak jej nie wstyd wyjeżdżać na ulicę, no jak – ja jej pokażę moją ciężarówkę, niech zobaczy w lusterku pół metra za sobą mojego wielkiego tira. I tak siedzi mi na dupie przez 20 km. A ja tak sobie jadę, 100km/h, w radiu leci Justin Bieber, czy jakiś inny One Direction, deszcz leje, ciężarówka siedzi mi w bagażniku, a dziecko zaczyna zadawać Pytanie. Pytanie to zna każdy rodzic, każdy, który choć raz wyszedł z dzieckiem z domu na dłużej niż godzinę i dalej niż kilometr, pytanie zmora, pytanie koszmar, pytanie wywołujące dreszcze i swędzącą wysypkę, brzmiące „daleko jeszcze?”. Tak, dziecko, daleko. Jak daleko? Parę kilometrów. To znaczy ile?

Potem jeszcze cyrk z parkowaniem, bo wszyscy muszą parkować zaraz przy drzwiach, jak najbliżej się da, najlepiej tak, żeby otwierając drzwi samochodu od razu nogę stawiać w środku galerii, bo pokonanie tych paru kroków jest ponad ludzkie siły, które trzeba przecież zachować na wielogodzinny shopping. I po ominięciu dziesiątek samochodów jeżdżących przez kwadrans w tę i z powrotem, czatujących na zwalniające się miejsce jaknabliżejwejścia, parkuję i ja. I tutaj mam pytanie – jak to jest? – najchętniej zostawiam samochód z dala od wszystkich, daleko od wejścia – o zgrozo –  i jest koło mnie pusto, a gdy wracam z zakupów otoczona jestem samochodami, a na około nadal nikogo. Jakiś instynkt stadny się włącza?  W kupie raźniej? I oczywiście drzwi już nie otworzę, bo wyzwaniem jest – zaparkować tak blisko, żeby kierowca z samochodu obok musiał wsiadać bagażnikiem.

W centrum, na zakupach z dzieckiem – sami wiecie – szkoła przetrwania i wyczerpujące się pokłady cierpliwości. To jej się nie podoba, tamto dla małych dzieci, w złym kolorze, za puchate, to jest fajne (cena!), tamto super (nie ma jej rozmiaru), to bym chciała (cekiny i brokat to kiedyś tylko na dyskotekę lub sylwestra), i negocjacje i dyskusje i ona więcej nie mierzy, i nie idzie do następnego sklepu, i pić, i jeść, i siku, i mamo kup mi to, o nic więcej cię nigdy nie poproszę, ale dziecko przyjechałyśmy kurtkę kupić, a nie torebkę… I żeby nie było złudzeń – cel zakupów nadal nie osiągnięty, straciłam pół dnia, wiem, że będę musiała to powtórzyć, jestem wykończona, jakbym podróżowała dwie doby z trzema przesiadkami, na inny kontynent i zaczynała zmagać się z jet lagiem… Zdecydowanie wolę to ostatnie.

 20150815t112159img_4097

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *