Mauritius – atrakcje dla każdego
Na Mauritiusie byliśmy w porze występowania cyklonów tropikalnych – w lutym. Pomimo upału, niebo często było zachmurzone i czasem padał ciepły deszcz. Jednak nie przeszkodziło nam to zwiedzać wyspy i odpoczywać nad wodą. Poniżej kolejne ciekawe miejsca, które odwiedziliśmy.
Zajrzeliśmy do krateru nieaktywnego wulkanu Trou-aux Cerfs – znajdującego się niedaleko miasta Curepipe. Nie było to na tyle ciekawe miejsce, aby zatrzymywać się na dłużej, toteż rzuciliśmy okiem i popędziliśmy dalej.
Ganga Talao (Grand Bassin – to inna jego nazwa) to jezioro kraterowe, nad którym postawiono liczne świątynie hinduskie. Uważane jest za najświętsze miejsce hinduizmu na wyspie. Według legendy bóg Shiva podróżujący po świecie wylał w tym miejscu wodę z Gangesu – świętej rzeki. W XIX wieku ów bóg ukazał się we śnie jednemu z hinduskich kapłanów i wskazał jezioro jako odnogę Gangesu. Od tamtej pory wody jeziora uznawane są za święte, a świątynie zbudowane na jego brzegu corocznie przyciągają setki tysięcy pielgrzymów z całej wyspy i spoza niej. Największe święto boga Shivy – Maha Shivaratri obchodzone jest na przełomie lutego i marca. Gdy my byliśmy na Mauritiusie zaczęto przygotowywać się do obchodów tego ważnego dnia dla wyznawców hinduizmu.
Przy parkingu dla pielgrzymów postawiono dwa olbrzymie posągi – boga Shivy i jego żony Pavrati. Posąg Shivy ma wysokość 33 metrów!
Nad jeziorem wzniesiono wiele świątyń poświęconych różnym bóstwom. My zaglądamy tylko do jednej z nich, bo wody jeziora są podniesione przez deszcze i nie da się spacerować wzdłuż jego brzegów. Z głośników wibruje mantra, powietrze nasycone jest zapachem kadzideł, wiele osób składa ofiary z kwiatów i owoców bogom, wiele w skupieniu się modli…
Bois Cheri to miejsce słynące z uprawy znakomitej herbaty. Plantacja ta jest największą i najstarszą na Mauritiusie. W malowniczo położonej restauracji, z widokiem na pole krzewów herbaty i niewielkie jezioro, degustowaliśmy rozmaite smaki miejscowej herbaty. Piękne miejsce, spokojne, idealne na chwilę odpoczynku przy filiżance czarnego naparu.
Kolejnym miejscem jakie odwiedziliśmy było St. Aubin – od 1819 roku uprawia się tu trzcinę cukrową i destyluje rum. Zajrzeliśmy do szkółki, w której uprawiano między innymi wanilię, degustowaliśmy miejscowy rum i podziwialiśmy piękne ogrody otaczające posiadłość, bo St. Aubin to także piękny kolonialny dom w stylu francuskim, należący do przybyłej z Francji rodziny Guimbeau.
Stamtąd było blisko do najbardziej na południe położnego miejsca na wyspie – Gris Gris. Pomimo tego, że plaża wygląda tu bardzo zachęcająco, kąpiele są zakazane ze względu na silne prądy i olbrzymie fale. Ocean jest tu dziki i nieokiełznany pierścieniem rafy koralowej – nie tak jak na większości linii brzegowej wyspy. Ale z bezpiecznego brzegu można podziwiać godzinami fale rozbijające się o czarne wulkaniczne skały…
Uchwycony gdzieś po drodze – pierwotny las tropikalny:
La Vanille Nature Park – to ostatnie miejsce tego dnia, jakie odwiedziliśmy. Park zamieszkuje około 1000 żółwi olbrzymich. Mieści się tu największe centrum reprodukcji tego gatunku na świecie. Poza żółwiami, pomiędzy którymi można się przechadzać, można zobaczyć tu krokodyle (około 1500 osobników), lemury, owady w olbrzymim insektarium, jest też mini zoo z kozami i osiołkami. To bardzo ciekawa atrakcja dla rodzin z małymi dziećmi.
W parku La Vanille zajrzeliśmy także na wystawę poświęconą ptakowi dodo – symbolowi Mauritiusa. Ostatnie ptaki dodo zostały zabite w XVII wieku, a po ich istnieniu zachowało się trochę rysunków, około 10 szkieletów i kilka spreparowanych części ich ciał. To najbardziej znane wymarłe zwierzę, wymarłe wskutek działania człowieka.
Mauritius jak na tak niewielką wyspę ma wiele do zaoferowania turystom, co zobaczyć możecie w naszej relacji. Każdy znajdzie tu coś dla siebie – i miłośnik natury i miłośnik kuchni, i amator sportów wodnych i zainteresowany obcą kulturą i religią, ale też taki, który chce korzystać tylko z uroków plażowania. I nie sposób się tu nudzić. Jeden dzień zwiedzania wyspy, a tak wiele ciekawych miejsc.
Przypominam o naszym profilu na Facebooku i Instagramie – jest tam jeszcze więcej nas i naszych podróży.