Po opuszczeniu magicznej Cieśniny Lemaire’a (opisałem ją TUTAJ) popłynęliśmy w kierunku zatoki Paradise Harbor.

Paradise Harbor (Paradise Bay) to szeroka zatoka z dwiema wyspami Lemaire i Bryde oraz dwiema bazami polarnymi – chilijską i argentyńską. Jest otoczona przez wysokie góry, których pokryte śniegiem zbocza odbijają w spokojnej wodzie. W zatoce pływają majestatyczne góry lodowe, a pomiędzy nimi raz po raz pokazują ogon lub grzbiet wieloryby. Wielorybnicy, którzy tutaj przypływali, już na początku XX wieku odkryli jej piękno i nazwali – „Rajską Zatoką”.

Podziwialiśmy humbaki, które przepływały koło naszych pontonów – Zodiaków, obserwowaliśmy pingwiny przesiadujące na krach… Niesamowity spektakl dzikiej przyrody.

Argentyńska Almirante Brown Antarctic Base założona została w 1950 roku, jako letnia stacja polarna. Prowadzone są w niej badania meteorologiczne oraz biologiczne. Pierwsze budynki bazy spłonęły w 1984 roku, podpalone przez lekarza, który odmawiał pozostania na Antarktydzie na kolejny sezon zimowy. Baza została przebudowana, stworzono w niej również małe muzeum. Zeszliśmy tuż przy niej na ląd.

Tego dnia po raz pierwszy udało nam się zobaczyć i podpłynąć w pobliże lampartów morskich. To bardzo szybkie i skuteczne drapieżniki z rodziny fokowatych. Polujące głównie na pingwiny i młode foki. To jedyne fokowate pożerające inne foki.

Widok osnutych chmurami gór, przepływającego powoli lodu w setkach odcieni niebieskiego i bieli był kojący i po prostu piękny.

Nasza załoga przygotowała nam tego dnia atrakcję – kąpiel w antarktycznych wodach Paradise Bay – Polar Plunge. Pięćdziesięciu śmiałków (w tym i ja) chętnych do kąpieli przywiązywanych było dla bezpieczeństwa liną. Skakaliśmy pod okiem lekarza oraz załogi na moment do wody, po czym byliśmy wyławiani. Woda miała temperaturę 1 st. C, a powietrze 3 st. C. Wrażenie niezapomniane, gdy pływa się w wodzie, a kawałek dalej wynurza się wieloryb…

Śnieg na pływającej krze i górach lodowych ma mnóstwo kolorów – od granatu, poprzez szmaragd, do najczystszej bieli…

Kolejne zejście na ląd – na Danco Island u wybrzeży Graham Land. To niewielka wyspa o długości 1,5 km, na której w latach 1956-1959 działała brytyjska stacja badawcza. Nie pozostały po niej żadne budynki – ostatni z nich został rozebrany w 2004 roku.

Widoki zapierające dech towarzyszyły nam przez cały dzień…

Przypominam o naszym profilu na Facebooku i Instagramie – jest tam jeszcze więcej nas i naszych podróży.

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

FUKO pisze:

Jak patrzy się na takie zdjęcia, to człowiek natychmiast chce się pakować i wyruszać w podróż :) Pozdrawiamy!