Weekend na pograniczu Warmii i Mazur
Jak wyglądał nasz majowy weekend spędzony na pograniczu Warmii i Mazur? Pogoda nam dopisała, było gorąco, jak latem; odwiedziliśmy miejsca już nam znane, ale także i dla nas nowe. Spędziliśmy mnóstwo czasu na świeżym powietrzu i wróciliśmy do domu pełni wrażeń i ochoty na szybki powrót w tamte strony.
Pierwszym przystankiem w naszej niedalekiej podróży była Ostróda. Jest tam ładny park, tuż nad brzegiem jeziora Drwęckiego, wzdłuż wody biegnie promenada, jest niewielkie molo i spory plac zabaw. Znajdziecie tu kilka restauracji, barów, jest też wyciąg nart wodnych, a popisy narciarzy można oglądać z niewielkich trybun. Niedaleko mola znajduje się zamek krzyżacki – jego bryła nie jest zbyt imponująca, ale ma ładny dziedziniec i działa w nim regionalne muzeum.
Kolejnym naszym przystankiem było Muzeum Budownictwa Ludowego w Olsztynku. To piękny skansen, położony na obrzeżach miasta. Poza obiektami architektonicznymi są tu ładne ogrody, sporo zwierząt (kozy, konie, owce, gęsi, kury itd.) i piękne, stare drzewa. To idealne miejsce na spacer w upalny dzień. Nam obejrzenie wszystkich zabudowań zajęło 2 godziny, ale można tu spędzić i cały dzień. To jeden z naszych ulubionych skansenów w Polsce.
Obiad zjedliśmy w poleconej nam Restauracji z Zielonym Piecem w Olsztynku – 3 minuty drogi samochodem od skansenu. Piękne wnętrza, miły cień na „werandzie” i w ogrodzie oraz przepyszne i olbrzymie dania spowodowały, że nie chciało nam się jej opuszczać. Gęś najlepsza jaką jadłam, obłędne polędwiczki z zielonym pieprzem, chłodnik litewski – niebo w gębie! A Amelka dodatkowo zachwycona była szafą, przez którą wchodziło się do toalety ;) Miejsce, do którego na pewno wrócimy i wam gorąco polecamy!
Obiecaliśmy Amelce wizytę w parku rozrywki Bartbo w Butrynach pod Olsztynem. Jest to wielki teren, na którym znajdują się różne atrakcje pozwalające na aktywne spędzenie czasu – park linowy, trampoliny, karuzele, labirynt w kukurydzy, paintball, quady itd. My skorzystaliśmy zaledwie z kilku z nich, bo nie wszystkie były odpowiednie dla Amelki, ale i tak bawiła się dobrze. Na miejscu jest też kawiarnia i karczma. Nietypowy jest system rozliczenia za wstęp – przy wjeździe do parku dostaje się kartę, na której instruktorzy wpisują z jakiej atrakcji korzystaliśmy. Za skorzystanie z 1 płatnej atrakcji – wstęp dla 1 osoby jest za darmo. Rozliczamy się za pobyt przy wyjeździe. Gdybyście się tam wybierali – weźcie pod uwagę, że to teren odkryty i słońce bardzo mocno grzeje.
Na nocleg wybraliśmy miejsce opisywane jako sielskie, ciche i spokojne. I takie też było. Położony w środku lasu, nad brzegiem pięknego jeziora Hotel Młyn Klekotki nas oczarował. Składa się z kilku budynków (zabytkowych i nowych) rozrzuconych na dużym terenie – my nocowaliśmy w młynie z XVII wieku. Ogród, czy też park, porośnięty jest pięknymi roślinami, wiele tu ukrytych zaułków, w których można przysiąść i pogrążyć się w lekturze, dużo szumiącej wody, starych drzew (jedno z nich ma 600 lat!), jest jezioro, po którym można popływać kajakiem, jest plac zabaw, a także centrum spa mieszczące się w przepięknym budynku łączącym nowoczesną architekturę ze starą stodołą. Jest też restauracja z kuchnią slow food – wszystko co tam jedliśmy było bardzo smaczne. Fajne miejsce dla ludzi pragnących spokoju.
Następnego dnia, po pysznym śniadaniu, udaliśmy w kierunku Ornety. Niestety w gotyckim kościele św. Jana Chrzciciela odbywała się komunia i nie mogliśmy wejść do środka, a to najważniejszy zabytek miasteczka. Sama Orneta nie jest szczególnie zachwycająca, więc przespacerowaliśmy się tylko po rynku i pojechaliśmy dalej.
Tuż obok Ornety znajduje się sanktuarium maryjne w Krośnie. To przepiękny XVIII-wieczny barokowy kościół z krużgankami wokół dziedzińca, niestety mocno podniszczony. Aż serce boli patrząc, jak niszczeją tak piękne zabytki…
Do Lidzbarka Warmińskiego dotarliśmy z zamiarem zwiedzenia zamku i wypicia południowej kawy. Jednak okazało się, że ani jedno, ani drugie nie było możliwe. Muzeum na Zamku Biskupów Warmińskich czynne było wyjątkowo od godziny 12, co oznaczałoby dla nas godzinne oczekiwanie na otwarcie. A na kawę nie udało nam się nigdzie załapać, bo knajpki były albo zamknięte, albo zarezerwowane na przyjęcia komunijne. Pozostał nam tylko spacer po okolicy zamku…
Jako że plany nam się posypały, spojrzeliśmy na mapę i postanowiliśmy podjechać do pobliskiego Dobrego Miasta i tam wypić tę upragnioną kawę. Na miejscu okazało się, że w jedynej restauracji (jaką znaleźliśmy) odbywała się komunia ;) Zajrzeliśmy tylko w okolice Baszty Bocianiej i postanowiliśmy pognać dalej, w stronę Olsztyna.
Ale nie mieliśmy ochoty na zwiedzanie miasta i zamiast tego udaliśmy się nad jezioro Ukiel, leżące w granicach Olsztyna. Okazało się, że to pięknie zagospodarowane miejsce – z parkingami, promenadą, pomostami, hotelami, restauracjami, barami, plażami, kąpieliskami, placami zabaw itd. Spędziliśmy tu miło czas spacerując, podziwiając, grzejąc się na słońcu, a Amelka szalejąc na placach zabaw.
Bardzo spodobały nam się platformy do opalania/relaksu z przepięknym widokiem na jezioro:
Wspaniałe miejsce na odpoczynek i korzystanie z bliskości jeziora. Byliśmy zachwyceni. Zastanawiam się tylko, czy latem nie ma tam zbyt dużego tłumu…
Aby znaleźć miejsce na obiad i nie skończyć w McDonaldzie wykonałam ponad 10 telefonów do różnych restauracji, wszędzie słysząc, że lokal zarezerwowany na komunie. Ale w końcu udało mi się zaklepać stolik w Sielance w Gietrzwałdzie. Bardzo sympatyczne miejsce, z pięknym ogrodem, w którym mieszkają różne zwierzaki, z bardzo dobrym jedzeniem. Polecamy!
A będąc w Gietrzwałdzie wstąpiliśmy do sanktuarium maryjnego z przepięknym kościołem – niestety trwała msza i nie mamy zdjęć z wnętrza – a jest ono zachwycające. Gietrzwałd to ważne miejsce pielgrzymkowe dla katolików – działa tu dom pielgrzyma, w którym można się zatrzymać na noc.
Tak minął nam jeden z majowych weekendów. Nie wszystko wyszło zgodnie z planem, ale nie wpłynęło to na nasze dobre humory ;) Musimy na przyszłość pamiętać, że w maju ciężko zjeść coś poza domem w weekendy ;)
Mojwe rodzinne strony są takie piękne ♥ Twoje zdjęcia przypomniały mi wycieczkę do skandssenu w trzciej klasie szkoły podstawowej. Chyba bedę musiała tam wrócić :)
To pięknie miałaś w dzieciństwie, naprawdę :)
Pozdrawiam!