Zimowe szaleństwo w lipcu i pałac szalonego króla
Z hotelowego balkonu mieliśmy widok na Zugspitze – najwyższą górę Niemiec – 2962 m n.p.m. Wjechać na nią można na trzy sposoby – kolejką linową od strony Garmisch-Partenkirchen, koleją zębatą również od strony niemieckiej oraz kolejką linową od strony Austrii. Wybraliśmy opcję trzecią – Tiroler Zugspitzbahn (parę lat temu wjechaliśmy na szczyt niemiecką kolejką, więc wiedzieliśmy, że wrażenia są niesamowite).
U podnóża góry znajduje się centrum turystyczne z parkingami, hotelami, sklepami, informacją turystyczną. Stamtąd wyrusza się w górę. Bilety na kolejkę są dość drogie, ale atrakcja warta jest swojej ceny – bilet rodzinny 2+1 kosztuje 91 EUR (w obie strony).
Muszę wspomnieć, że to atrakcja dla ludzi o mocnych nerwach i braku lęku wysokości. Prawie pionowy wjazd na taką wysokość, w szklanym wagoniku, wywołuje mega emocje!
Na szczycie znajduje się cały kompleks turystyczny – są tu restauracje, bary, sklepiki, muzeum, stacje kolei linowych, ośrodek narciarski.
Największą atrakcją okazał się dla Amelki leżący gdzieniegdzie śnieg. Szalona zabawa śnieżkami w pełnym lipcowym słońcu ;)
Absolutnie przepiękne widoki na Alpy… Cały zagospodarowany szczyt to właściwie tarasy widokowe. Adam fotografował latające nad głowami wieszczki. Na Zugspitze było ok. 11 st. Ale śnieg się nadal utrzymywał i można było stoczyć kilka śnieżnych bitew ;)
Wspaniale spędzony czas i niesamowita atrakcja dla nas wszystkich. Tym bardziej, że była przepiękna pogoda i znakomita widoczność, dzięki którym mogliśmy podziwiać obłędną panoramę Alp.
Po powrocie na dół, udaliśmy się do pobliskiego Garmisch-Partenkirchen, znanego nam wszystkim z Turnieju Czterech Skoczni ;) To duży ośrodek narciarski, ale też ładne miasteczko, idealne na popołudniowy spacer.
Charakterystyczne dla Bawarii są ścienne obrazy, tzw. Luftmalerei. Przedstawiają one wydarzenia historyczne, sceny z Pisma Świętego, bohaterów z bajek i legend. Są przepiękne!
W Garmisch-Partenkirchen jest wiele sympatycznych knajpek, sporo sklepów związanych ze sportami górskimi, z regionalnymi pamiątkami. Ale nam najbardziej podobała się typowa bawarska architektura.
Popołudnie spędziliśmy w pałacu Linderhof. To jeden z trzech zamków należących do króla Ludwika II, a przy tym jedyny, w którym mieszkał on przez dłuższy czas. Pałac zwiedza się z przewodnikiem – 8,5 EUR/os., dzieci za darmo. Niestety nie można robić zdjęć we wnętrzach pałacu. Szkoda, bo są one oszałamiająco piękne. Bogato zdobione, ociekające złotem, wyglądają dokładnie tak, jak wyobrażamy sobie królewski pałac ;)
Domek myśliwski w pałacowym parku.
Poza pałacem i pięknym parkiem Linderhof ma jeszcze jedną atrakcję – sztuczną grotę z jeziorkiem, po którym lubił pływać sam król, wśród dźwięków muzyki Wagnera. Na jego życzenie zamontowano system oświetlenia (na tamte czasy bardzo nowoczesny), pozwalający zmieniać dominujące barwy we wnętrzu groty.
Ze względu na straszny upał i nasze zmęczenie, nie zwiedzaliśmy reszty parku – obfitującego w piękne pawilony. Spacerem wróciliśmy do pałacu i stamtąd na parking.
Wracając do Lermoos, zatrzymaliśmy się się chwilę nad pięknym alpejskim jeziorem Plansee – na zamoczenie zmęczonych stóp z chłodnej wodzie :)
A wieczór spędziliśmy, jak zwykle, relaksując się w naszym miejscowym basenie :)
CDN
Przypominam o naszym profilu na Facebooku i Instagramie – jest tam jeszcze więcej nas i naszych podróży.