Coroczna ucieczka przed Sylwestrem
Nie lubię. Sukni z brokatem, butów na obcasach, upiętych i sztywnych od lakieru włosów, mocnego makijażu. Nie lubię. Balów, imprez, potańcówek, dyskotek, nightclubów, sylwestrowych koncertów. Nie lubię. Wybuchających pod nogami petard, pijanej młodzieży, głośnej muzyki, całonocnych wrzasków, bijatyk. Nie lubię Sylwestra. Od zawsze. A mój mąż nie lubi jeszcze bardziej ode mnie.
Czasem udawało mi się zmusić do jakiejś imprezy, czy posiadówki z przyjaciółmi. Ale odkąd doszłam do arcybystrego wniosku, że nie muszę zmuszać się do niczego – odpuściłam. I od paru lat na przełomie roku gdzieś wybywamy. Na kilka dni, na przedłużony weekend. Szukamy hoteli bez balów, cichych, mniejszych. W miejscach, gdzie możemy spędzić ciekawie i rodzinnie czas.
Jutro też wyjeżdżamy. Do Warszawy. I Nowy Rok przywitamy w pokoju hotelowym, otuleni szlafrokami, z książkami w dłoniach, z dzieckiem zmęczonym całodziennymi atrakcjami, śpiącym obok nas, z kieliszkami zimnego prosecco (bo po szampanie mamy zgagę ;)). I to lubię.
I dobrze :)
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku oraz spełnienia podróżniczych marzeń i nie tylko! :)))
Dziękujemy i wzajemnie :)