Viva Las Vegas
W Las Vegas spędziliśmy jeden wieczór i noc. Mało? Niby mało, ale nam wystarczyło, aby zobaczyć słynny Strip, podziwiać pokaz fontann, wypić drinka w hotelowym barze i stracić kasę w grze w kasynie ;)
Do Vegas przyjechaliśmy po południu. Wybraliśmy na tę jedną noc hotel położony na Stripie (główna ulica Vegas, ścisłe centrum) – Paris Las Vegas. Dobrze, że przed wyjazdem sprawdziliśmy, gdzie znajduje się hotelowy parking, bo inaczej nigdy byśmy go nie znaleźli ;) Po zaparkowaniu, udaliśmy się na poszukiwanie recepcji. Okazało się, że aby dojść do recepcji musimy przejść przez całe lobby/parter. To część ogólnodostępna, z kasynami, barami, sklepami, restauracjami – stylizowana jest na francuskie miasteczko.
A teraz trochę zdjęć z lobby (tak to nazywam, ale to zdecydowanie odbiega od lobby w innych hotelach):
Po pobieżnym zwiedzeniu hotelu i wyjściu z niego, poszliśmy na spacer w kierunku hotelu Bellagio (pamiętacie go z Kac Vegas?), aby zobaczyć słynny pokaz fontann. Fontanny zsynchronizowane są z muzyką i w jej rytm strumienie wody „tańczą”. Pokazy odbywają się co 30 minut popołudniami, a co 15 minut wieczorami, aż do północy. Są darmowe i ogląda się je z długiego deptaka ciągnącego się wzdłuż głównej ulicy. I powiem wam, że robi to faktycznie wielkie wrażenie…
Tego wieczora było bardzo gorąco i bardzo tłoczno. Przeszliśmy się kawałek Stripem w obie strony, ale nie mieliśmy siły przedzierać się przez tłum w ponad 30-stopniowym upale – po zmroku!
Weszliśmy jeszcze do centrum handlowego w Planet Hollywood Casino, szukając ochłody i miejsca na kolację i tam znaleźliśmy niezwykły bar – bar, w którym drinki robią roboty! Zamówienie składa się na monitorach, płaci kartą i obserwuje jak robot przygotowuje margaritę czy inne mojito. Bardzo nam się to podobało :)
Ostatecznie kolację zjedliśmy w „naszym” Paryżu (jest tu sporo restauracji i barów o różnej kategorii – od ekskluzywnych np. Gordona Ramsaya, po zwykłe bary z jedzeniem na wynos) , posłuchaliśmy przez chwilę muzyki na żywo i udaliśmy się w swoje strony – my z Amelką do łóżek, a Adam do kasyna – pograć na automatach. Nie zdążyłyśmy wskoczyć w piżamy, gdy wrócił – szybciutko przegrał odłożone na ten cel 20$ – nie wierzcie w historie o szczęściu początkującego ;)
Następnego dnia, wymeldowaliśmy się i pojechaliśmy zobaczyć jeszcze jedno miejsce, bez którego wizyta w Vegas jest nieważna ;)
Parę fotek za dnia:
Za hotelem Mandalay Bay pomiędzy dwoma pasami ruchu na Las Vegas Boulevard znajduje się stylizowany znak z napisem „Welcome to fabulous Las Vegas„. Większość turystów odwiedzających miasto robi sobie tu pamiątkową fotkę (jest parking, staniecie bez problemu). Zrobiliśmy i my ;)
Czy ta wizyta w Vegas nie była za krótka, zapytacie. Dla nas wystarczająca. Zobaczyliśmy hotel w stylu vegaskim ;), przegraliśmy kasę na automatach, zobaczyliśmy jedną z głównym atrakcji miasta – pokaz fontann, spacerowaliśmy słynnym Stripem. Pewnie, że można by więcej i dłużej, ale w naszym wypadku odbyłoby się to kosztem pobytu w parkach narodowych, a tego nie chcieliśmy. Poza tym Vegas i inne duże miasta, to nie są nasze klimaty…
A na koniec spotkaliśmy Elvisa. On żyje!
Wasza Patrycja
Przypominam o naszym profilu na Facebooku i Instagramie – jest tam jeszcze więcej nas i naszych podróży ;)