Do Hong Kongu dotarliśmy lecąc z Australii, z Brisbane. Postanowiliśmy zrobić sobie parodniowy przystanek w miejscu, w którym jeszcze nie byliśmy i padło właśnie na Hong Kong i pobliskie Makau. Temperatura na początku marca była idealna do zwiedzania – około 20 stopni, zatem całymi dniami kręciliśmy się po mieście i zobaczyliśmy najważniejsze jego atrakcje.

Hong Kong ma bardzo zawiłą historię, ale najważniejsze co trzeba wiedzieć to to, że w latach 1842–1997 była to kolonia brytyjska. Od 1997 roku do teraz jest to Specjalny Region Administracyjny Hongkong Chińskiej Republiki Ludowej – tak brzmi oficjalna nazwa. Językiem urzędowym nadal jest angielski, tuż obok chińskiego, więc nie ma problemu z porozumiewaniem się na miejscu. Informacje na mieście i w metrze także są dwujęzyczne.

Hong Kong to jeden z tzw. azjatyckich tygrysów i jedno z największych na świecie centrów finansowych. To także wielki port morski usytuowany w strategicznym miejscu Azji.

Mieszkaliśmy na Wyspie Hong Kong, kilka stacji metra od centrum i głównych atrakcji. Poniżej fotki z okolicy naszego hotelu i widok z naszych okien:

Hong Kong posiada największą liczbę drapaczy chmur na świecie – prawie 8000, z czego przeszło 100 ma wysokość przekraczającą 180 metrów. Miasto jest dosłownie morzem wieżowców, morzem betonu stłoczonego na bardzo małym skrawku lądu. Chodząc po ulicach ma się wrażenie przytłoczenia. Nie widzi się tam nieba w pełnej okazałości, tylko zaledwie skrawki błękitu pomiędzy wielopiętrowymi budynkami. Zieleń jest tu okiełznana i zagospodarowana, widoczna tylko w parkach i nielicznych donicach. Są miejsca zadbane i ładne, ale jednak większość zabudowy jest brzydka i przytłaczająca (choć wszędzie jest bardzo czysto). To dziwne miasto, pełne skrajności. Z jednej strony wywołuje negatywne emocje, a z drugiej jednak przyciąga i fascynuje…

A do tego gęstość zaludnienia jest tu najwyższa na świecie, więc tłum towarzyszy nam całą dobę (choć w niedzielę było puściej i spokojniej). Za to, pomimo ogromnej ilości ludzi, jest bardzo bezpiecznie. Hong Kong od lat plasuje się w Top 10 najbezpieczniejszych miast świata.

Jest to też jedyne miasto na świecie, które używa do komunikacji miejskiej piętrowych tramwajów. Pierwsze pojazdy zaczęły jeździć po mieście w 1904! Przejażdżka takim retro-tramwajem to prawdziwa atrakcja.

Podczas wędrówek po mieście co chwilę coś nas zaskakiwało. Na przykład stacja metra Sai Ying Pun MTR Exit B3 przy Art Lane – udekorowana płaskorzeźbami przedstawiającymi codzienne życie miasta. Bardzo przyjemne dla oka i zupełnie niespodziewane, bo stacje metra w Hong Kongu nie są designerskie i ciekawe.

Art Lane to kilka uliczek i zaułków przekształconych w galerię murali. Jest tu około 30 obrazów powstałych na ścianach okolicznych budynków. Kapitalne miejsce dla lubiących tego rodzaju atrakcje.

Nasz pobyt w Hong Kongu obejmował niedzielę, dzięki czemu mogliśmy być świadkami tego, jak dzień wolny spędzają pomoce domowe. Zatrudniane są przez wiele lokalnych rodzin, pochodzą najczęściej z Indonezji i Filipin i dzięki tej pracy pomagają utrzymywać rodzinę pozostającą w ich rodzinnym kraju. Niedziela jest ich dniem wolnym, więc kobiety spotykają się w parkach, wspólnie jedzą posiłki, handlują i wymieniają się różnymi ubraniami, kosmetykami itd. Widzieliśmy uliczne salony piękności, czy salony fryzjerskie – dziewczyny poddawały się zabiegom kosmetycznym robionym przez ich koleżanki. Nagrywały filmiki, tańczyły, śpiewały. Całe miasto „opanowane” zostało przez młode kobiety, które starały się fajnie i produktywnie spędzić wolny czas.

Hong Kong to nowoczesne miasto z centrum ze szklanymi wieżowcami, ale można tu znaleźć trochę parków i miejsc pozwalających na odpoczynek. W drodze do stacji tramwaju Peak Tram, wożącego ludzi do górnych partii metropolii, znaleźliśmy uroczy kościół (który okazał się być katedrą św. Jana) i tuż koło niego zadbany Cheung Kong Park.

Peak Tram to kolej linowo-terenowa, która przewozi turystów na Wzgórze Wiktorii, a miejscowych – na wyżej położone partie miasta. Linia została uruchomiona w 1888 roku i obecnie pokonuje 400 metrów różnicy wzniesienia i odległość 1,4 km.

Wzgórze Wiktorii natomiast to jedna z najbardziej popularnych atrakcji miasta – to najwyższe wzniesienie w Hong Kongu (552 metrów n.p.m.), z którego rozpościera się wspaniała panorama na morze drapaczy chmur i Victoria Harbour. Znajduje się tutaj platforma widokowa, centrum handlowe, mnóstwo tu lokali gastronomicznych. Zatem można zaplanować sobie tutaj dłuższy pobyt i połączyć spacer z posiłkiem czy kawą. A widoki są niezapomniane!

Nietypową i bardzo popularną atrakcją miasta są schody ruchome. Tak, schody ruchome. Hong Kong zbudowany został na wyspie pełnej wzniesień i wzgórz. Zatem z dzielnicy do dzielnicy trzeba przemieszczać się z góry na dół lub odwrotnie ;) I o ile schodzenie chodnikami czy schodami do niższych partii miasta nie stanowi problemu, to wdrapywanie się na górę robi się męczące, szczególnie w zwrotnikowym klimacie, gorącym i wilgotnym. Zbudowano więc schody ruchome (Central Mid Levels Escalators) łączące dzielnice znajdujące się na wyższych kondygnacjach Hong Kongu, z tymi w centralnej części. Schody mają łączną długość 800 metrów (nie jest to jeden odcinek, a kilka) i pokonują wysokość 135 metrów. Przebycie schodów zajmuje około 20 minut, jednak nam zajęło o wiele więcej, bo zatrzymywaliśmy się w paru miejscach po drodze.

Trzeba pamiętać, że w godzinach 6-10 rano schody zjeżdżają w dół, a od 10 do północy jeżdżą w górę.

Na niższych kondygnacjach było mnóstwo turystów, ale im wyżej, tym mniej ludzi, więc jeśli chcecie dotrzeć na samą górę, to będziecie mieli schody tylko dla siebie ;) Po wjechaniu na górę, można pokonać tę samą drogę w dół, po schodach tradycyjnych usytuowanych tuż obok schodów ruchomych.

W trakcie podróży schodami ruchomymi dostrzegliśmy zieloniutki meczet. Bardzo miły imam oprowadził nas po nim i opowiedział parę ciekawych historii związanych z islamem, ale i samym meczetem.

Widoczki ze schodów:

W okolicy schodów ruchomych znaleźć można sporo ciekawych graffiti:

Jedna z najbardziej znanych świątyń w Hong Kongu – Man Mo Temple. Wciśnięta pomiędzy wieżowce niewielka świątynia poświęcona bogom literatury – Man i wojny – Mo. Zbudowana w XIX wieku, bardzo klimatyczna, pachnąca kadzidłami i rozświetlona lampionami.

Kolejna niespotykana atrakcja – Monster Building, leżąca na wschodzie Hong Kong Island.

Monster Building to kompleks połączonych ze sobą pięciu wieżowców o wysokości 18 pięter z 2243 mieszkaniami. Aktualnie w kompleksie mieszka około 10 000 osób. To bardzo popularny spot zdjęciowy pojawiający się także w znanych filmach np. Transformers i wielu teledyskach.

Vis a vis Hong Kong Island, po drugiej stronie Victoria Harbour, znajduje się promenada Avenue of Stars. Wyczytaliśmy, że wieczorami podziwiać stamtąd można wspaniałą panoramę Hong Kong Island. Wsiedliśmy do metra i udaliśmy się w tamtym kierunku. Na miejscu okazało się, że pojawiła się tak gęsta mgła, że nie widać pobliskich budynków, nie wspominając o odległych na HK Island.

Avenue of Stars to 400-metrowej długości nadmorski deptak, poświęcony lokalnym gwiazdom kina – zobaczyć tu można rzeźby i odciski dłoni najbardziej znanych gwiazd.

Nie było nic widać na zewnątrz, więc weszliśmy do pobliskiego shopping mallu, który skusił nas fantastycznie zaprojektowanym wnętrzem:

Kolejnego dnia zrobiliśmy drugie podejście i wieczorem znaleźliśmy w tym samym miejscu. Tym razem mgły nie było i mogliśmy podziwiać – faktycznie – fantastyczną panoramę miasta.

Hong Kong okazał się być bardzo energetycznym miastem, zatłoczonym, ciągle biegnącym i pełnym niespodzianek oraz nietypowych atrakcji. Ma on wiele twarzy i przez tak krótki pobyt nie sposób poznać ich wszystkich. To połączenie ultranowoczesnej architektury ze starymi budynkami wielorodzinnymi, to imponujące siedziby banków i międzynarodowych korporacji, a tuż obok wciśnięte między wieżowce ukrywają się zabytkowe świątynie. To mix kultury zachodu i wschodu, fuzja kuchni o korzeniach brytyjskich oraz azjatyckich, mieszanka mieszkańców rodem z Europy i z pobliskich Chin…

Hong Kong nie jest pierwszą azjatycką metropolią, którą odwiedziliśmy i widzimy, że bardzo różni się od pozostałych. Jest wyjątkowy, wielokulturowy i łączący stare z nowym. Ma też zupełnie inną atmosferę – duszną, osaczającą, tajemniczą. To idealne miejsce do osadzenia akcji powieści noir – jeśli wiecie o co mi chodzi…

Przypominam o naszym profilu na Facebooku i Instagramie – jest tam jeszcze więcej nas i naszych podróży.

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *