Wyspa Jeju – wulkan Seongsan Ilchulbong
Wyspa Jeju (Czedżu), największa wyspa Korei Południowej, leży na południowym-zachodzie od wybrzeża, w Cieśninie Koreańskiej, pomiędzy Morzem Żółtym a Wschodniochińskim. Wyspa nazywana jest „koreańskimi Hawajami”, to topowe miejsce wypoczynku Koreańczyków, ale i turystów z całego świata, którzy licznie przybywają na Jeju, aby odpocząć od miejskiego zgiełku, plażować, uprawiać trekking, obserwować przyrodę itp. Niezwykłe walory przyrodnicze, krajobrazowe i kulturowe wyspy zostały uznane i Jeju w 2007 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Wyspa ma także burzliwą historię – w 1948 roku, po podziale państwa na Koreę Północną i Południową, była miejscem powstania przeciwko nowemu rządowi nadzorowanemu przez ONZ. Władze nowego kraju oceniły, że mieszkańcy Jeju byli zwolennikami socjalistów i krwawo stłumiły powstanie. W wyniku tego zginęło prawie 30 tysięcy mieszkańców wyspy.
Na Jeju spędziliśmy kilka dni, zwiedzając, spacerując, odpoczywając od głośnego i zatłoczonego Seulu.
Już na lotnisku przybywających witają symbole wyspy – tzw. kamienne dziadki – dol hareubang. To rzeźby ze skały wulkanicznej; nie są znane powody ich powstania. Najstarsze z nich mają około 500 lat. Stawiane są w okolicach bram, czy drzwi i mają pełnić rolę strażników przed złymi mocami.




Po odebraniu samochodu z wypożyczalni najpierw pojechaliśmy do jednego z najbardziej rozpoznawalnych miejsc na wyspie – Seongsan Ilchulbong. To wygasły wulkan, który ma 182 metry wysokości i krater wulkaniczny na szczycie; i do którego można zrobić krótki trekking. Zanim jednak wybraliśmy się na spacer, zeszliśmy do malowniczej zatoki tuż u podnóża wulkanu.
To tutaj swoją bazę mają haenyeo – tzw. kobiety morza. Zajmują się one poławianiem owoców morza bez używania specjalistycznego sprzętu. Nurkują na głębokość 20-30 metrów mając na sobie jedynie kombinezony piankowe chroniące je przed zimnymi wodami Morza Żółtego i gogle. Zawód ten wykonują jedynie kobiety – być może ma to źródło w fakcie, że mężczyźni byli wywożeni na przymusowe roboty do Japonii, a kobiety musiały same zarabiać na utrzymanie rodziny. Obecnie 98% haenyeo ma ponad 50 lat – młode dziewczyny nie chcą kontynuować nauki tego niebezpiecznego zawodu. Nurkujące kobiety narażone są na liczne choroby związane z wykonywaną pracą – choroby serca, głuchota, choroby płuc itd. Aby ratować tę zanikającą i unikatową tradycję, zawód poławiaczek haenyeo został wpisany na listę dziedzictwa kultury UNESCO.
Chcieliśmy załapać się na pokaz poławiania dla turystów, organizowany w tym miejscu raz dziennie, ale spóźniliśmy zaledwie o kilka minut – wypożyczenie auta zajęła nam więcej czasu niż planowaliśmy.







Poniżej złowione przez haenyeo morskie „stwory”:







Poza „kamiennymi dziadkami” i haenyeo, symbolem Jeju są także mandarynki. Można tu kupić przepyszne świeże owoce, wyciskane z nich soki, cukierki o smaku mandarynkowym, czekoladki z nadzieniem z tychże itd. Do tego przeróżne mandarynkowe gadżety obecne w każdym miejscowym sklepiku. Jednak jesteście w błędzie, jeśli spodziewacie, że mandarynki rosły na Jeju od zawsze… W latach 60-tych koreański rząd postanowił ożywić miejscową gospodarkę i nakazał uprawę mandarynek, które są do teraz eksportowane z wyspy na ląd, do Korei, ale i na cały świat. I są naprawdę przepyszne. Nigdy nie jedliśmy tak smacznych cytrusów. Cały pobyt na Jeju zajadaliśmy się mandarynkami i opijaliśmy się świeżym sokiem – rewelacja!
Poniżej zdjęcia z miasteczka Seongsan rozkładającego się u podnóża wulkanu:

















Uwielbiamy koreańską kuchnię! Jednak nie jesteśmy fanami owoców morza, ale w centrum miasteczka znaleźliśmy malutki lokal, w którym serwowano potrawy nie tylko morskiego pochodzenia. Polecamy – było przepysznie!




Po lunchu odbyliśmy trekking na szczyt wulkanu Seongsan Ilchulbong. Trasa nie jest wymagająca, wędruje się dobrze przygotowanymi ścieżkami, a na szczycie przygotowane są drewniane platformy widokowe, skąd rozpościera się wspaniały widok na całą okolicę.


























Z drugiej strony miasteczka znaleźliśmy kolejną bazę haenyeo – tym razem taką „prawdziwą”, a nie dla turystów.











U podnóża wulkanu zajrzeć można także do niewielkiej świątyni:



Seongsan Ilchulbong ma wiele atrakcji poza samym wulkanem. To miejsce, w którym jest mnóstwo turystów i mnóstwo dla nich rozrywek. Ale da się znaleźć niezatłoczone miejsca i w spokoju podziwiać bezdyskusyjnie piękną okolicę. Górujący nad miasteczkiem wulkan, jego strome i wysokie zbocza wpadające wprost do wody, żywa i gęsta zieleń porastająca jego stoki, ciekawa linia brzegowa, pełna zatoczek i cypli. Naprawdę piękne miejsce.
Przypominam o naszym profilu na Facebooku i Instagramie – jest tam jeszcze więcej nas i naszych podróży.