Południowe plantacje, aligatory i włochate drzewa
Będąc w Charleston, nie mogliśmy nie odwiedzić południowych plantacji, znanych z literatury i filmów. Wybraliśmy dwie, w pobliżu miasta (ale jest ich w Południowej Karolinie i Georgii wiele).
Pierwszą z nich było Drayton Hall (LINK) To osiemnastowieczna posiadłość, pozostała po wielkiej plantacji ryżu. Do 1977 roku pozostawała w rękach rodziny, potem została przejęta przez National Trust i od tamtego czasu jest udostępniana zwiedzającym. Budynek jest wzorowany na willach Palladia. Jego wnętrza zwiedza się z przewodnikiem.
Wnętrza dworu są bardzo skromne. Są utrzymywane w takim stanie, jak w dniu przejęcia budynku z rąk właścicieli. Dla nas – europejczyków – wychowanych na pięknych i bogatych pałacowych wnętrzach, nie robią wrażenia ;)
Na futrynie mieszkańcy zaznaczali wzrost swoich dzieci :) Nasz pierwszy aligator – baby aligator ;)
Oglądając filmy pokazujące południe USA, zawsze fascynowały mnie te „włochate” drzewa. Teraz mogłam przekonać się jak dokładnie wyglądają porosty je pokrywające (to oplątwa brodaczkowa), tworzące długie „włosy”:
Amelkowa ikebana
Drugim odwiedzanym miejscem była Magnolia Plantation (LINK). Jest to jedna z najstarszych posiadłości ziemskich Południa. Rezydencja stoi w tym miejscu od XVII w. Wokół niej założono przepiękne ogrody i właśnie w nich spędziliśmy przyjemnie czas.
W ogrodach powstało mini zoo. Był też wybieg dla kucyków, skąd Amelka – wielbicielka koni – nie chciała odejść ;) Liczni mieszkańcy miejscowych stawów Groźnie wyglądające aligatory – kolejni mieszkańcy ogrodów Niechlubna część historii – domki niewolników. Las cyprysowy (cypryśnik błotny)
Można było przepłynąć się łodzią, przespacerować w ogrodzie bambusowym, napawać się pięknem przyrody na jednym z wielu mostków, zagubić w labiryncie:
Absolutnie przepiękne miejsce!
Z Plantacji Magnolia wyruszyliśmy na Florydę, do Orlando. Tuż przed St. Augustine, widząc z okien samochodu ocean, postanowiliśmy zatrzymać się i spędzić chwilę na plaży Vilano Beach. Zakochaliśmy się w tym miejscu – po horyzont pusta plaża…

Tylko my, przelatujące pelikany i szum fal…
Fantastyczne zakończenie dnia. Plaże na Florydzie są z reguły albo prywatne, albo zabudowane apartamentowcami. Mało widzieliśmy pustych, dzikich miejsc, takich jak to.
Późnym wieczorem dotarliśmy do Orlando.
Poprzedni wpis: Charleston – Głębokie Południe
CDN
Pamiętam, że nas również bardzo zafascynował w zeszłym roku hiszpański moss na florydzkich drzewach…:)
A dotykałaś go? Jaki aksamitny? :)